Home > Artykuł > Najnowszy numer > Zachować duchowe dziedzictwo

Z arcybiskupem Michałem (Donskowem) w latach 2006-2017 ordynariuszem diecezji genewskiej i zachodnioeuropejskiej rozmawia Andrzej Charyło

Andrzej Charyło: – Ekscelencjo, spotykamy się w soborze katedralnym Podwyższenia Krzyża Pańskiego w jednej z dziewięciu parafii prawosławnych w Genewie. Cerkiew, wzniesiona w drugiej połowie XIX wieku, to najstarsza prawosławna świątynia w Szwajcarii. Jej położenie w jednym z najwyższym punktów miasta sprawia, że w słoneczny dzień kopuły cerkwi widoczne są z miasta Nyon, oddalonego o dwadzieścia kilometrów, licząc wzdłuż brzegu Jeziora Genewskiego. Jakie okoliczności towarzyszyły powstaniu tej świątyni?

Arcybiskup Michał (Donskow): – Wybudowanie soboru katedralnego, obecnie w jurysdykcji Ruskiej Prawosławnej Cerkwi za Granicą, było związane z napływem do Szwajcarii w XIX wieku rosyjskiej inteligencji, arystokracji i dyplomatów. W 1862 roku rada miasta podjęła decyzję o przekazaniu prawosławnej wspólnocie działki z przeznaczeniem na nową cerkiew. W kolejnym roku położono kamień węgielny, a po trzech latach, we wrześniu 1866 roku, odbyło się uroczyste poświęcenie świątyni. Projekt wykonał Dawid Grimm, profesor Petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych. W 1916 roku, z okazji pięćdziesięciolecia parafii, dokonano rozbudowy cerkwi, a także wzniesiono dzwonnicę. Przez dziesięciolecia sobór odgrywał istotną rolę w życiu prawosławnych mieszkańców Szwajcarii, którzy utrzymywali liczne kontakty międzynarodowe. Dzięki temu w świątyni znajdują się ikony z XVI, XVII i XVIII wieku, cząsteczki relikwii m.in. św. męcz. Pantelejmona, św. Mikołaja Cudotwórcy, św. Serafina z Sarowa, ikony podarowane ze Świętej Góry Atos, a także drewniany krzyż z cząsteczką Krzyża Pańskiego, dar patriarchy jerozolimskiego Cyryla II (1845-1872).

– Podczas drugiej wojny światowej sobór stał się miejscem schronienia mnichów z Ławry Poczajowskiej.

– W 1944 roku w czasie ewakuacji przed działaniami wojennymi część poczajowskich mnichów z monasteru w Ladomirovej na Słowacji udała się do Monachium w Niemczech, gdzie założyli monaster św. Hioba, który istnieje do dziś. Pozostali dotarli do Szwajcarii, która w czasie wojny zachowała neutralność i znaleźli schronienie przy soborze Podwyższenia Krzyża Pańskiego w Genewie. Przywieźli ze sobą liczne relikwie i stare ikony. Po zakończeniu działań wojennych udało im się wyjechać do Stanów Zjednoczonych, gdzie dołączyli do tworzącego się monasteru Świętej Trójcy w Jordanville w stanie Nowy Jork. Przyczynili się do powstania drukarni, nawiązującej do działalności Ławry Poczajowskiej. Do dziś publikowana jest tam prawosławna literatura, a monaster stał się najważniejszym ośrodkiem życia monastycznego Ruskiej Cerkwi Prawosławnej za Granicą.

– Cerkiew w Genewie odwiedzało wiele znanych osobistości.

– Wiadomo, że w soborze katedralnym w Szwajcarii modlił się rosyjski pisarz Fiodor Dostojewski, a także pierwszy monarcha konstytucyjny Serbii Piotr I Karadziordziewić. W latach 1951-1963 nabożeństwa okazjonalnie sprawował św. Jan (Maksymowicz), gdy był arcybiskupem diecezji brukselskiej i zachodnioeuropejskiej. Do dziś wielu parafian pamięta władykę, który został kanonizowany w 1994 roku, a jego relikwie, które nie uległy rozkładowi, znajdują się w soborze katedralnym w San Francisco.

– Ekscelencja miał w dzieciństwie możliwość poznania św. Jana (Maksymowicza). Jakie wspomnienia z tamtego okresu zachowały się w pamięci?

– Władyka Jan był szczególnym hierarchą, starał się z wielkim oddaniem i pokorą służyć Bogu i ludziom. Był wymagający przede wszystkim wobec siebie. Pomimo pewnej srogości, roztaczał wśród wiernych atmosferę modlitewnego spokoju i harmonii. Z szacunkiem odnosił się do wszystkich, bez względu na wiek czy status społeczny. Władykę spotkałem po raz pierwszy w 1950 roku, gdy miałem siedem lat. Uczyłem się wówczas w rosyjskiej szkole w Meudon pod Paryżem, nieopodal której stała cerkiew Zmartwychwstania Pańskiego. Wznieśli ją rosyjscy emigranci w 1927 roku. Z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej ściany wybudowano z mieszaniny cementu i słomy, którą nazwano „sołomit”. Ten unikalny materiał wywoływał zdumienie i zadziwienie francuskich inżynierów, gdyż nie mogli zrozumieć, cóż to jest. W tej świątyni w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku władyka Jan często sprawował nabożeństwa. Odwiedzał regularnie także naszą szkołę i poświęcał dużo czasu na kształtowanie chrześcijańskich postaw u dzieci. Uważał to za jeden z priorytetów swej arcypasterskiej posługi. Władyka Jan stał się moim wychowawcą, z którym spotkania były zawsze unikatowym doświadczeniem. Doskonale pamiętam moją pierwszą spowiedź. Hierarcha wysłuchał wszystkiego co leżało mi na sercu i zaczął wyjaśniać, co to jest miłość Boża. Poczułem wtedy ogromny spokój i duchową radość.

– Św. Jan starał się okazywać wsparcie wielu ludziom, a jego słowa miały szczególną siłę.

– Kazania po Liturgii były bardzo długie, trwały ponad czterdzieści minut, jednak zawsze trafiały do serc wiernych. Natomiast przy kontakcie osobistym zazwyczaj mówił krótko. Kiedy miałem szesnaście lat, podszedł do mnie w cerkwi i powiedział, że po Liturgii powinienem zapraszać parafian na poczęstunek, ugaszczać ich, gdyż posiłek to przedłużenie Eucharystii. Sens tych słów zrozumiałem dopiero po latach, kiedy w tamtej cerkwi wyświęcano mnie na kapłana. Władyka zapewne przewidział, że będę duchownym. Pamiętam również, że hierarcha często w niezwykły sposób pomagał ludziom. Pewnego dnia, wychodząc z cerkwi, nieoczekiwanie przywołał nieznajomego i wręczył mu zwitek pieniędzy. Powiedział, że jeżeli nie ureguluje należności, zostanie eksmitowany z mieszkania. Jakże było wielkie zdziwienie na twarzy tego człowieka, który nie śmiał prosić o pomoc kogokolwiek, a otrzymał dokładnie taką sumę, jaka była niezbędna. Św. Jan bardzo lubił okazywać pomoc potrzebującym. Zbierał na ulicach Paryża małe, bezdomne dzieci, którym zorganizował przytułek. W całym mieście znana była jego dobroć, prostota, a przede wszystkim moc jego modlitwy.

– Hierarchę darzono wielkim szacunkiem, jednak znalazły się osoby, które nie były dla niego dobre.

– Św. Jan był ceniony i poważany w wielu środowiskach. Uchodźcy, którzy z Chin trafili na Filipiny, a następnie do Francji, opowiadali o jego wielkim autorytecie. Kiedy w Chinach władzę objęli komuniści i zamknięto wszystkie granice, arcybiskup po Liturgii zaprowadził wiernych do portu, po czym wszyscy wsiedli na statek i odpłynęli na Filipiny. To był cud, gdyż nie spotkało się to z żadną reakcją ze strony władz. Później na wyspie Tubabao w czasie długiego pobytu władyki nie było ani jednego niszczycielskiego tajfunu, choć cyklony tropikalne często zdarzają się w południowo-wschodniej Azji.

Arcybiskup podczas osobistej wizyty w Kongresie Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie uzyskał pozwolenie na wjazd uchodźców do Ameryki. Pozostała część migrantów trafiła do Australii i Francji.

W okresie, gdy władyka Jan był arcybiskupem San Francisco, doświadczył zawistnych oszczerstw i bezpodstawnych oskarżeń w swym najbliższym cerkiewnym otoczeniu. Najsmutniejsze było to, że w intrygach brali udział również miejscowi duchowni. Hierarcha godnie znosił przykrości i kłamliwe pomówienia. Odbył się proces sądowy, podczas którego władyka został oczyszczony z wszelkich zarzutów o finansowe nieprawidłowości. Jednak liczne złośliwości i przykrości przyczyniły się do pogorszenia stanu zdrowia władyki. Po latach większość osób, które dopuściły się fałszywych oszczerstw, zrozumiała swój błąd i ze skruchą pokajała się. Także obecnie możemy zaobserwować konflikty w cerkiewnych środowiskach. Wróg rodzaju ludzkiego stara się w różny sposób przeszkadzać wierzącym ludziom w podążaniu drogą wiodącą do zbawienia. Żal tych ludzi, którzy czyniąc zło innym, tak naprawdę największą szkodę przynoszą własnej duszy.

– Św. Jan przyczynił się do odrodzenia kultu wczesnochrześcijańskich świętych, żyjących w Helwecji, czyli na ziemiach znajdujących się mniej więcej na terenach współczesnej Szwajcarii. W jaki sposób są dziś wspominani?

– Dzięki monumentalnej pracy arcybiskupa nad żywotami świętych w Cerkwi prawosławnej przypomniano, poznano i otoczono kultem wielu ascetów i wyznawców wiary z pierwszych wieków, którzy żyli przed podziałem chrześcijaństwa na wschodnie i zachodnie. Są to święci mało znani w prawosławnej tradycji, a jednocześnie uznawani przez Cerkiew. Św. Jan Maksymowicz nawoływał do powrotu do źródeł, czyli przypomnienia wczesnochrześcijańskiej tradycji i duchowości świętych Ojców oraz rozwijania jej w dzisiejszych czasach w codziennym życiu. Arcybiskup zainspirował ikonografów do napisania ikony Wszystkich Świętych Ziemi Helweckiej (Szwajcarskiej), którzy co roku wspominani są lokalnie w trzecią niedzielę września. Mój poprzednik na katedrze, czyli biskup Genewy i Europy Zachodniej Ambroży (Kantakuzen) w 1982 roku napisał po francusku tekst nabożeństwa ku ich czci. Kilka lat temu przetłumaczono go na język cerkiewnosłowiański.

– Ekscelencja w pewnym stopniu jest związany z polską Cerkwią.

– Zostałem ochrzczony w 1943 roku przez polskiego biskupa Mateusza (Siemaszko), który w 1894 roku urodził się na Chełmszczyźnie. Był kapelanem wojskowym, a w 1938 roku odbyła się jego chirotonia biskupia w Ławrze Poczajowskiej. Po wybuchu drugiej wojny opuścił Polskę i udał się do Francji. Wtedy spotkał moich rodziców i w związku z tym, że cerkiew w Paryżu, do której chodzili na nabożeństwa, została zbombardowana i całkowicie zniszczona, podjęto decyzję, aby ochrzcić mnie w rodzinnym domu. Biskup Mateusz w 1945 roku wyjechał do Londynu. Tam został zwierzchnikiem Polskiej Cerkwi Prawosławnej w Wielkiej Brytanii w jurysdykcji patriarchatu konstantynopolitańskiego. Zmarł w 1985 roku w Londynie i jest pochowany na cmentarzu Brompton.

– W 2012 roku staraniem prawosławnego ordynariusza Wojska Polskiego arcybiskupa Jerzego (Pańkowskiego) doczesne szczątki biskupa pułkownika Mateusza (Siemaszki) oraz arcybiskupa generała brygady Sawy (Sowietowa) sprowadzono do Polski. Spoczęły na cmentarzu prawosławnym parafii św. Jana Klimaka w Warszawie.

– Bardzo dziękuję za tę informację, gdyż o tym nie wiedziałem. Dobrze się stało, że szczątki biskupa wróciły do Polski, czyli do jego ojczyzny. Ten fakt świadczy, iż pamięć o hierarchach jest pielęgnowana i nadal żywa. To godne pochwały i wielce budujące.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

fot. Andrzej Charyło

Odpowiedz