Home > Artykuł > Najnowszy numer > Tradycja i grzeszny człowiek

Są generalnie dwie tendencje w życiu Kościoła. Jedna mówi, że Kościół powinien się zmieniać, reformować, dostosowując się do czasów i człowieka. Druga podpowiada – człowiek jest ze swej natury grzeszny, bądźmy więc strażnikami Tradycji i niech człowiek dostosowuje się do Tradycji i Kościoła.

Na ogół nie piszemy o problemach w życiu Kościoła rzymskokatolickiego, wystarczy własnych. Tym razem warto je zarysować, ku przestrodze. Problem stosunku do Tradycji „Tygodnik Powszechny” z 1 sierpnia tego roku potraktował jako główny temat. W centrum uwagi stanął Sobór Watykański II (1962-1965) i jego reformy. Od tego czasu minęło ponad pół wieku, a problem wciąż istnieje, pokazując przy kolejnych papieżach inną twarz, budząc obawy o schizmę w Kościele. Chodzi głównie o kształt Liturgii i język w niej stosowany – jaki ma być, łacina używana przez wieki do Soboru Watykańskiego II, czy języki narodowe?

Łacina i języki narodowe

Analizy dokonał Sebastian Duda w tekście „Strażnicy Tradycji”. Otóż papież Franciszek  wydał nowy list apostolski, w którym zabronił kapłanom sprawowania Liturgii według ksiąg liturgicznych sprzed 1970 roku, potocznie zwanej trydencką, czyli sprzed Soboru, bez specjalnego zezwolenia biskupa. Więcej, zabronił tworzenia kolejnych parafii, w których taka msza byłaby odprawiana. Biskupom zalecił, by nie dopuszczali w swych diecezjach do powstawania nowych grup wiernych, którzy pragnęliby uczestniczyć w „tradycyjnych” liturgicznych celebracjach.

Tymczasem poprzednicy Franciszka – Jan Paweł II i zwłaszcza Benedykt XVI – szli inną drogą. Zezwalali na używanie Mszału Rzymskiego, zatwierdzonego przez Piusa V w 1570 roku. Obecny papież twierdzi, że jego poprzednikom chodziło o zażegnanie schizmy, związanej z ruchem kierowanym przez arcybiskupa Marcela Lefebvre’a. Ale Sebastian Duda stwierdza, że to tylko część prawdy, ponieważ Joseph Ratzinger miał przez lata do posoborowej reformy liturgicznej stosunek mocno sceptyczny. Konstatował nawet po latach od reformy: „Nic takiego nie wydarzyło się nigdy w całej historii”. A o mszale, obowiązującym od 1970 roku, pisał w swej autobiografii „Moje życie”: „Przedstawiany jako nowa konstrukcja, przeciwstawiana tej, która uformowała się przez wieki”.

Co się wydarzyło? 3 kwietnia 1969 roku papież Paweł VI ogłosił publikację nowego mszału do celebrowania liturgicznych ceremonii, jednocześnie zakazał od następnego roku posługiwania się dotychczas obowiązującym mszałem z łacińską mszą w rycie klasycznym. To spowodowało w Kościele niemałe turbulencje.

Co ciekawe Sobór jedynie zezwolił na używanie języków narodowych, nie deklarował usunięcia łaciny. A teraz zakaz! Wtedy wraz z reformą Liturgii zaczęto promować nowe formy muzyki kościelnej i sztuki sakralnej, także w architekturze świątyń, co też wzbudziło niemały niepokój. 

Reformy budzą niepokój

Reformy to ożywienie, aplauz? Tak, zwłaszcza w szerokich kręgach wiernych. Ale i niepokój, głównie wśród ludzi rozumiejących istotę Kościoła i intelektualistów. Czesław Miłosz powiedział, że msze zaczęły niepokojąco przypominać „skautowskie zbiórki”. Wielu niepokoiło i to, że raz poczynione reformy będą odbierane jako zachęta do wprowadzania dalszych, nieraz samowolnych, innowacji. I tak się stało. W imię „soborowego ducha”, pisze Duda, usuwano z kościołów, zwłaszcza w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej, stare, czczone od wieków ołtarze, figury świętych, a nawet krzyże, tłumacząc, że przecież nie przez cały rok mamy Wielki Piątek. Kardynał Ratzinger wskazywał na dramatyczne skutki tak wprowadzonej reformy liturgicznej, mówiąc: „Wspólnota, która wszystko co dotychczas było dla niej najświętsze i najszczytniejsze, ni stąd, ni zowąd uznaje za surowo zakazane, a tęsknotę za tymi zakazanym elementami traktuje wręcz jako nieprzyzwoitość, stawia sama siebie pod znakiem zapytania. Bo właściwie jak człowiek ma tu jej jeszcze wierzyć? Czy dzisiejsze nakazy nie staną się jutro zakazami? (…) Jestem przekonany, że kryzys Kościoła, jaki obecnie przeżywamy, zależy w dużej części od rozkładu Liturgii (…). 

Wiele osób po Vaticanum II nie wierzyło w trwałość reform. Przecież msza zatwierdzona w 1570 roku, tak cenny nośnik Tradycji, miała trwać „po wsze czasy”. Przywiązani do łaciny i dawnych form rytualnych tradycjonaliści pytali, dlaczego Kościół ma zniżać się do popkultury, pogrążającej się w płyciźnie świata i próbuje się dogadać z takim właśnie światem w ich narodowych językach?

Papieże wobec Vaticanum II

Ratzinger próbował godzić Tradycję i rozwój w Kościele, nie przeciwstawiać ich, by nie dochodziło do skostnienia, jednocześnie był za utrzymaniem Tradycji, czyli tego „czego nie zrobiliśmy sami”. Ratzinger już jako papież Benedykt XVI poszedł dalej niż Jan Paweł II. W jego wizji Kościoła to co dawne miało trwać obok tego co nowe, wzbogacając całość, czyli msza łacińska z 1570 roku obok mszy zatwierdzonej przez Vaticanum II, służonej w językach narodowych i wprowadzającej szereg innych zmian. Papież uważał, że podstawowym zadaniem biskupa Rzymu jest budowanie mostów i zasypywanie podziałów, które pojawiły się zwłaszcza po Soborze Watykańskim II, które by broniły przed powstaniem takiego ruchu jak schizma Lefebvre’a. A to „co poprzednie pokolenia uważały za święte, świętym pozostaje i wielkim także dla nas, przez co nie może być nagle zabronione czy wręcz uważane za szkodliwe”.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Omówienie Anna Radziukiewicz