Przyjaciel naszej redakcji, profesor Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Iwan Czarota, ukończył 70 lat. Za osiągnięcia w pracy naukowej profesor otrzymał wiele nagród i wyróżnień. My, wręczając mu w 1999 roku Nagrodę Księcia Konstantego Ostrogskiego, podziękowaliśmy za jego wielki wkład w dzieło odrodzenia, w szczególności w kręgach białoruskiej inteligencji, prawosławnej wiary.
– Jest Pan profesorem na wydziale slawistyki Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego. Jaka jest obecność komponentu chrześcijańskiego w programach nauczania wydziałów humanistycznych uczelni wyższych.
Iwan Czarota: – Ponieważ mam ponadpięćdziesięcioletnie doświadczenie naukowe i pedagogiczne, mam możliwość nie tylko oceny tego co dzieje się teraz, ale także porównania z tym co działo się przez ostatnie pół wieku. Mogę powiedzieć: nawet w wojowniczo-bezbożnych czasach sowieckich niemożliwe było wyeliminowanie chrześcijańskiego komponentu z programu nauczania; zwłaszcza podczas studiowania głównych dyscyplin slawistycznych. Nawet elementarne sumienie zawodowe zmuszało wszystkich, którzy nauczali i programowali nauczanie, do oceny misji równych apostołom Metodego i Cyryla jako twórców słowiańskiego alfabetu i pisma, siłaczy starocerkiewnosłowiańskiego – równie świętego! – języka, a także efektów działalności ich uczniów, którzy tłumaczyli Pismo Święte i teksty liturgiczne, nieśli ludziom wszystkich regionów/krajów słowiańskich oświecenie płynące ze światła Chrystusa. Nikt nie odważył się i nie mógł zignorować znaczenia chrztu dla całej Rusi, dla Wschodnich Słowian, a konkretnie dla kultury, duchowej i materialnej, pisma, wszelkiego rodzaju sztuk.
A potem, po upadku systemu ideologicznego Związku Radzieckiego, wszystkie przeszkody, w tym kontrola odgórna i wyrobiona samokontrola oddolna, straciły swoją moc. Nawet teraz nie ma ich w formie dyrektywno-administracyjnej. Przeciwnie, istnieje umowa o współpracy między Cerkwią i państwem, czyli także państwowym systemem edukacji. Inna sprawa, że w ostatnim czasie w wyniku procesów globalnych zaczęła się manifestować sekularyzacja. Chodzi mi o to, że młodzież studencka pod wpływem Internetu z jego specyficznymi uwarunkowaniami, traci orientację duchową i moralną, zamienia się w masę obojętną na wiarę i Cerkiew. Oczywiście nie można uogólniać bezkrytycznie. Ale mówię o zauważalnym trendzie. Tłumaczę to tym, że w okresie pełnej wolności religijnej powstało pokolenie z zanikającymi „organami wiary”. Być może do pewnego stopnia ujawnia się tu paradoksalnie następujący czynnik: gdy ich własne, sowieckie państwo zabraniało wiary, to młodzież, zgodnie ze swoją naturą, gotowa była stawić opór; jeśli „cały świat” (właściwie, na razie wirtualny, tylko do tego młodzi ludzie są przygotowani) rzekomo prowadzi do niedowiarstwa, to młodzi ludzie skłaniają się do narzuconej opinii: tak, widocznie jest to konieczne. Nie chcę nalegać, aby taki wniosek przyjąć jako niepodważalny i uniwersalny, ale prowadzą do tego moje obserwacje i rozważania.
– W dzisiejszym, pełnym sprzeczności świecie, człowiekowi nie jest łatwo utrzymywać tożsamość. Jak prawosławny chrześcijanin może trwać w wierze, jak przezwyciężać cywilizacyjne wyzwania i pokusy?
– Nie jestem skłonny zrzucać wszystko na obiektywne sprzeczności współczesnego świata. Wydaje mi się, że dzisiejszy świat, a zwłaszcza ten, w którym narodziło się i ukształtowało moje pokolenie, doznawał nie mniej sprzeczności, wyzwań i pokus. Nie doprowadziło to jednak do dewaluacji tych wartości, które powinny być niezbywalne, oraz zasad, które dają solidne wsparcie. W związku z tym często spotykam się ze stereotypowym zarzutem: konflikt między „ojcami a dziećmi” istniał od zawsze i nadal istnieje!
Nie mogę się z tym zgodzić. Uważam, że takie „przekonanie” było rozpowszechniane i celowo podkreślane w społeczeństwie, które należy przygotować na konflikty międzypokoleniowe, aby stworzyć grunt dla sprzeczności społecznych, które w toku rozwoju wyrastają na tzw. rewolucyjną sytuację. Ogólnie rzecz biorąc, ani sama natura, ani historia tradycyjnego społeczeństwa nie programuje takiego konfliktu, a nawet go odrzuca. Jak normalni rodzice mogą w normalnych warunkach przeciwstawiać się swoim dzieciom? I dlaczego normalne dzieci miałyby być przeciwstawiane normalnym rodzicom, kiedy normą jest ciągłość i wdzięczność dzieci wobec rodziców ustanowiona przez wszystkie tradycyjne zasady? Nie przyjmujmy bezmyślnie więc szkodliwych stereotypów. Zwłaszcza ze względu na niebezpieczeństwo, że w młodszym pokoleniu tylko pobudzają, a nawet rozgrzeszają egoizm, który można nazwać nie tylko generacyjnym (pokoleniowym), ale także degeneracyjnym.
– Jako członek Związku Pisarzy zna Pan historię i stan współczesnej literatury białoruskiej. Czy ostatnio pojawili się nowi autorzy piszący na tematy chrześcijańskie? Czy taka literatura jest społeczeństwu potrzebna?
– Musiałem nieraz odpowiadać na to pytanie. A rozważanie zawsze prowadziło do przekonania, że motywy religijne w dziełach literackich i artystycznych różnych pokoleń są organiczne w takim samym stopniu jak religijność. Oczywiście nie wszystkie epoki naszej historii były prawdziwie chrześcijańskie, nie wszystkie ustroje polityczne przyczyniły się do umocnienia wiary rodziców i w ogóle religijności. Jednak ateizm indywidualny po prostu ulatuje w sytuacjach krytycznych. Powiedzmy, na wojnie lub przy poważnej chorobie. Ponieważ, ogólnie rzecz biorąc, dusza każdego z nas jest chrześcijanką. Tyle, że z różnych powodów nie wszyscy przyznają się do tego chrześcijaństwa, a w ogóle do religijności, udają że są zagorzałymi ateistami – nawet przed samymi sobą. Nie wolno nam też zapominać, że w czasach komunistycznych otwarte wyznawanie wiary było nawet niebezpieczne. Co do ostatnich dziesięcioleci, już coś o nich mówiłem. Dla wyjaśnienia: niestety zniknięcie przeszkód doprowadziło do niefortunnej dewaluacji, kiedy manifestacja pobożności (demonstracja, pokaz, a nie prawdziwe wyznanie) stała się, jak mówią teraz, trendem. Ale pomimo wszystkich przykrości, zarówno konsekwentni wierzący, jak i szczerzy poszukiwacze Boga nie zniknęli i nie znikną. Dwadzieścia lat temu przygotowałem białoruską antologię utworów o tematyce chrześcijańskiej Насустрач Духу – „Ku Duchowi”. Tytuł określał kierunek ruchu – ku Duchowi Świętemu, do Boga. Jestem pewien, że ludzie nie przestają iść w tym kierunku. A utwory na odpowiedni temat pojawiały się w różnym czasie i będą się pojawiać nadal. Swoją drogą, nie tylko ze względu na pochwałę, w związku z pytaniem pragnę zauważyć, że mój wnuk, student Wydziału Filozoficznego BUP, napisał pracę zaliczeniową o dziele św. męczennika Atanazego Brzeskiego we współczesnej literaturze białoruskiej. I to nie jest całkowicie przypadkowe.
– Od prawie trzydziestu lat jest Pan członkiem komisji Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej do spraw tłumaczenia Pisma Świętego na język białoruski. Jak ocenia Pan wyniki prac komisji?
– Komisja Biblijna została utworzona przez Białoruską Cerkiew Prawosławną z inicjatywy metropolity Filareta trzydzieści trzy lat temu. Głównym rezultatem pracy komisji jest przekład całego Nowego Testamentu, łącznie z wersją liturgiczną, która, nawiasem mówiąc, została ponownie opublikowana u was, w Hajnówce. Praca komisji została doceniona – zespół tłumaczy otrzymał nagrodę „Za duchowe odrodzenie”.
– Przez wiele lat redaktorem odpowiedzialnym za tłumaczenia Pisma Świętego na język białoruski był doktor teologii archiprezbiter Sierhij Hardun. Niestety, zmarł 21 czerwca tego roku. Jak Pan ocenia jego wkład w sprawę tłumaczeń?
– Wieloletnim prezesem komisji był niezapomniany metropolita Filaret, jego zastępcą o. Gieorgij Łatuszka, a funkcję sekretarza pełniłem ja. O. Sierhij Hardun, którego stratę wszyscy przeżywamy, pierwotnie pełnił najtrudniejszą i najbardziej odpowiedzialną funkcję – kierował grupą roboczą, która bezpośrednio tłumaczyła Pismo Święte i był aktywnie zaangażowany w tłumaczenia tekstów liturgicznych.
Z o. Sierhijem łączyła nie tylko praca w komisjach, radach, komitetach, na konferencjach. Dawno temu nawiązaliśmy relacje przyjacielskie. Już za jego życia, a tym bardziej po odejściu do wieczności, miałem świadomość, że jest niezwykle jaskrawą osobowością. Oszołomiony jego śmiercią, nie dałem rady nawet powiedzieć słów pożegnania i wydrukować to, co zostało sformułowane jeszcze za jego życia. Jeśli mi pozwolicie, zacytuję to tutaj: „Niezwykle i trudno mówić o tych, których dobrze się znało, w czasie przeszłym. A w tym przypadku jest to o tyle trudniejsze, że czas gramatyczny tak niespodziewanie przypomina nam o swojej sile. Zmarł archiprezbiter Sierhij Hardun – duchowny soboru Świętego Ducha, kapłan-profesor, nauczyciel Mińskiego Seminarium Duchownego od czasu jego odnowienia i Mińskiej Akademii Teologicznej od początku jej powstania, pierwszy rektor Instytutu Teologicznego BUP.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
fot. Anna Radziukiewicz