Home > Artykuł > Listopad 2022 > Jak jeden głos

Z Martą Zinkiewicz dyrygentką chóru Narodzenia Bogarodzicy w Bielsku Podlaskim rozmawia Anna Radziukiewicz

Anna Radziukiewicz: – Obserwowałam Pani pracę z chórem podczas próby. Miałam wrażenie, jakby szlifowała Pani brzmienie każdej głoski swoich chórzystów, uzyskując wyrazistość brzmienia.

Marta Zinkiewicz: – Śpiew cerkiewny porównuję do precyzyjnie napisanej ikony, gdzie każda linia powinna być na swoim miejscu, wtedy uzyskuje się wrażenie harmonii.

Słowo w śpiewie?

– Dla mnie najważniejsze. Chórzyści muszą wyśpiewać je najwyraźniej jak mogą, z odpowiednim dla cerkiewnosłowiańskiego akcentem. W tym względzie dużą rolę odegrała ocena arcybiskupa wrocławskiego i szczecińskiego Jerzego. Śpiewaliśmy właśnie na Grabarce dziesięć lat temu podczas wsienoszcznej Iwerskiej Ikony Bogarodzicy. Po nabożeństwie podszedł do nas władyka i pochwalił za bardzo wyraźnie wypowiadane słów stichir święta, które de facto opowiadają jego historię, wnosząc do nabożeństwa nowe treści. Podczas prób nieraz przypominam chórzystom ocenę władyki, do dziś nas inspirującą.

A harmonia śpiewu?

– Wszystkie dźwięki muszą zabrzmieć w swoim czasie, na swojej wysokości, z odpowiednim natężeniem i są jak barwy na ikonie – jedne intensywne, drugie delikatne. Bo nie można wszystkiego zaśpiewać głośno albo cicho, będzie wtedy monotonnie i miast utrzymywać czujność wiernych, „rozsłabiać” ich.

Praca chóru powinna być oceniana z zewnątrz?

– Oczywiście. Dlatego zwłaszcza dla młodych dyrygentów korzystny jest udział w festiwalach, konkursach muzycznych. Mój kolega dyrygent zauważył, że warto popracować nad stopliwością brzmienia chóru, czyli aby chór brzmiał jak jeden głos. Wzięłam tę uwagę bardzo do serca.

Zauważam u was bardzo równe kończenie fraz.

– To efekt dążenia do owej stopliwości brzmienia.

Jaka jest najprostsza droga do wyrobienia szacunku i zaufania chórzystów wobec dyrygenta, bo w tym zespole obserwuję to zaufanie.

– Dyrygent musi się ciągle rozwijać i dbać o rozwój śpiewaków. Dużo wyrażam opinii o tym, jak zostało zaśpiewane, jak brzmiała dana fraza, a nawet pojedynczy dźwięk. W ten sposób dochodzimy do dużej dokładności w naszej pracy, nawet do „kształtu” samogłoski.

Trudna jest praca w zespole?

– Trzeba umieć przyjąć zdanie chórzystów, ale jednocześnie wybrać jedną wersję dobrą dla wszystkich i tu demokracja powinna być ograniczona. Chórzyści muszą zaufać dyrygentowi.

Wyrastała Pani w rodzinie muzycznej?

– W moim domu nawet się nie śpiewało. Kiedy po szkolnej wycieczce przyniosłam do domu do podpisania przez rodziców podanie o przyjęcie do szkoły muzycznej I stopnia, mama, księgowa, filolog rosyjski, była bardzo zdumiona. Ale potem dowiedziałam się od babci, że mój pradziadek śpiewał w chórze cerkiewnym. Geny więc mogły się odezwać w kolejnym pokoleniu, bo już mój brat i siostra lubią muzykować, choć nie robią tego profesjonalnie.

Studia muzyczne na Uniwersytecie Warszawskim to też Pani wybór?

– Oczywiście.

Ale to śpiew cerkiewny stał się dla Pani najbliższy.

– Fascynował mnie od najmłodszych lat, od kiedy zaczęłam śpiewać w cerkiewnym chórze, na który przyprowadziła mnie matuszka Anna Barszczewska, moja katechetka. Wyłapywała talenty i mówiła: „Chodźcie dziewczynki, pójdziemy na chór”. A teraz matuszka Anna jest moją chórzystką. I tak wszystko zamyka się w krąg, na chwałę Bożą.

Studia to za mało, by stanąć
w roli dyrygenta?

– Imponowała mi rola dyrygenta, najpierw mojego pierwszego, o. Andrzeja Martyniuka. Ale najważniejszą postacią w procesie uczenia się dyrygentury był Ireneusz ławreszuk, który wiele lat temu przybył do Bielska, by tworzyć chór w nowopowstałej cerkwi Zaśnięcia Bogarodzicy. Fascynowało mnie to, że jest profesjonalistą, skończył w Gdańsku Uniwersytet Muzyczny. Zaczęłam śpiewać w tym chórze i pobierać od dyrygenta prywatne lekcje. Obserwowałam go uważnie. I mogę powiedzieć: To jest moja szkoła dyrygentury. To co umiem w większości wynika z obserwacji jego pracy. Byłam uczona dyrygentury fachowo. Kopiujemy sposoby pracy autorytetu. Tak było u mnie. Choć ostatnio pan Ireneusz powiedział, że jestem na drodze poszukiwania własnego stylu.

Jest Pani współtwórcą bielskiego festiwalu „Pod opieką Bogarodzicy”, organizowanego przez parafię Preczystieńską.

– Aż dziw bierze, że w mieście, w którym są trzy cerkwie pod opieką Bogarodzicy, nikt wcześniej nie wpadł na pomysł sławienia w ten sposób Matki Bożej. Nasz proboszcz o. Jerzy Bogacewicz swoim organizatorskim talentem rozwinął festiwal. W ogóle jako chór mamy szczęście do proboszcza. Docenia naszą pracę, otacza nas swoją troską, ufa dyrygentowi, przeznacza pieniądze na nasz rozwój. Wszak udział chóru w festiwalach wymaga środków, ale i służy jego rozwojowi i integracji. Tak samo jak obserwacja pracy dyrygentów i chórzystów, którzy przybywają na bielski festiwal – podczas ich prób, występów, czy potem bardzo miłych spotkań integracyjnych.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

fot. Anna Radziukiewicz