Home > Artykuł > Czerwiec 2023 > Ciężkie czasy dla prawosławia

Ciężkie czasy dla prawosławia

Wybitni wyznawcy prawosławia po upadku Konstantynopola w I Rzeczypospolitej, to tytuł konferencji, jaka odbyła się w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie 24 kwietnia. Upamiętniała ona 570 rocznicę upadku Konstantynopola i 540 zwołania Wielkiego Synodu w Konstantynopolu. Biskup supraski, dr hab. prof. ChAT Andrzej, mówił we wprowadzeniu do spotkania o zmienionej mapie politycznej Europy po upadku Konstantynopola i śmierci cesarza bizantyńskiego Konstantyna XI. Tragedia ta pociągnęła za sobą ogromne zmiany w różnych sferach życia, od ekonomicznego po religijne. Metropolia kijowska w tych trudnych warunkach usiłowała bronić wiary prawosławnej, choć i dla niej nastał trudny czas – zagrożenie uniatyzmem. I to wtedy odbył się w Konstantynopolu w latach 1483-1484 Wielki Synod, który odwołał unijne postanowienia synodu we Florencji. Miał znamiona soboru powszechnego, ponieważ uczestniczyli w nim wszyscy prawosławni hierarchowie. Odrzucił wcześniejsze próby unijne, uznając że miały charakter czysto polityczny. Jednak Kościół rzymskokatolicki nie uznał tych postanowień, narzucając prawosławnym w I Rzeczypospolitej, ponad wiek później, unię brzeską, opartą na zasadach wypracowanych przez unię florencką w kwestii Liturgii, kalendarza i temu podobnych spraw, które nie stanowią o istocie wyznania. Uczestnicy konferencji wskazali na najważniejsze postacie i procesy, które broniły prawosławia w zmienionych, bardzo trudnych dla niego, czasach.

Wiek szesnasty i siedemnasty zdaje się być uprzywilejowany wśród historyków, zajmujących się dziejami I Rzeczypospolitej, zwłaszcza prawosławnych, bo wtedy dużo się działo. Cerkiew po unii brzeskiej nie miała lekko. Była spychana do podziemi. A mimo tego wybitny profesor historii Hieronim Grala stwierdził w murach Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie podczas konferencji: – Brak podstawowych badań na temat episkopatu, duchowieństwa zakonnego i parafialnego, ani jednego porządnego opracowania o heraldyce cerkiewnej Kościoła wschodniego. Zatem trud przed nami wielki.

Prawosławie jagiellońskie propaństwowe

Profesor od paru dziesiątków lat bada postawy prawosławnych elit I Rzeczypospolitej, głównie w epoce jagiellońskiej. Ich sytuację określił, odwołując się do greckiego mitu, jako pozostawanie między Scyllą a Charybdą, czyli w sytuacji bez wyjścia, w której zagrożenie może pojawić się z dwóch stron (w micie w Cieśnie Mesyńskiej z jednej strony czyhała na żeglarzy upiorna Scylla, z drugiej Charybda, zamieniona w potwora za chciwość i żarłoczność). Z jednej więc strony groziło odejście od wiary przodków, z drugiej – według Hieronima Grali – pochłonięcie metropolii kijowskiej przez patriarchat moskiewski, z „którym ogromna część hierarchii z wielu względów, nie tylko politycznych, nie utożsamiała się”.

Do tego dochodzi pokutująca w polskiej historiografii i publicystyce opinia, sugerująca że w konfrontacji dynastii Jagiellonów i Państwa Moskiewskiego Ruś prawosławna była tym słabym ogniwem – Rusinów oskarżano o zdradę, obciążano ich odpowiedzialnością za kapitulację Smoleńska. I taki pogląd pokutuje od renesansu, wtedy sformułowany przez historiografów epoki, Decjusza, Bielskiego, Wapowskiego.

Jak w tym wszystkim w tamtej epoce odnajdywała się prawosławna hierarchia – pytał badacz – i w ogóle prawosławni Rusini. „W istocie stali oni na pierwszej linii konfrontacji z Moskwą i stanowili nie słabe ogniwo, a tarczę i miecz dynastii jagiellońskiej wobec Moskwy” – to zdanie w istotny sposób przeczy dotychczasowemu przekazowi polskiej historiografii.

– Szczególną rolę odegrali tu przedstawiciele hierarchii prawosławnej. Biskupi nawoływali do obrony ojczyzny, utwierdzając owczarnię w wierności wobec monarchy, a jeśli trzeba było, czynnie brali udział w odpieraniu wroga – usłyszeliśmy. – Wreszcie w oczach hierarchii cerkiewnej to właśnie rządy jagiellońskie, mimo katolickiego wyznania monarchów, ucieleśniały lokalną tradycję cerkiewną, odwoływały się do tradycji św. Włodzimierza. Zwycięstwo zaś Moskwy zapowiadało zmierzch samodzielności Rusi Kijowskiej, stanowiącej dla Rusinów Nowy Izrael. Biskupi zachowali się tak samo jak elita rusko-prawosławna, jak Konstanty Ostrogski, jak Hrehory Chodkiewicz.

Badacz dowodził, że w dawnej Rzeczypospolitej istniało przywiązanie Rusinów do własnej dynastii i własnej samodzielnej hierarchii cerkiewnej, do jagiellońskiej cząstki tradycji włodzimierzowej. I to przywiązanie będzie Rusinom towarzyszyć nawet w ciężkim okresie wprowadzania unii brzeskiej.

Profesor polemizował i z drugim mitem/wyobrażeniem o prawosławnej cerkiewnej hierarchii. Że to plebs, pospólstwo, że wywodzi się z duchowieństwa parafialnego. Tymczasem jego badania wskazują, że pochodzili oni ze znanych ruskich rodów – Tuczawskich, Ostałowskich, Bałabanów, byli skoligaceni z Żółkiewskimi, a przez Żółkiewskich i z kanclerzem Janem Zamojskim (władycy haliccy i lwowscy), Palczewskich, Hulewiczów, Terleckich (łuccy), Chreptowiczów, Korsaków, Wołłowiczów, Boguszów (połoccy).

– Niczego sobie plebs! – komentował. – W tym środowisku nie sposób znaleźć ludzi mizernej kondycji, również dlatego, że wyłanianie władyków wymagało akceptacji miejscowej szlacheckiej prawosławnej korporacji. Najczęściej więc była to sól tej ziemi, miejscowej szlachty.

Władycy byli też powiązani dziesiątkami koligacji z ruskimi rodami książęcymi.

Czy za tą postawą wierności Rzeczypospolitej coś się skrywało? – pytał badacz. – Ano się skrywało – odpowiadał, dając przykłady. Aneksja do patriarchatu moskiewskiego pierwszej diecezji metropolii kijowskiej i czernihowskiej, oznaczała brak kontynuacji tego biskupstwa. Włączenie do państwa moskiewskiego Smoleńska to odsunięcie od urzędu arcybiskupa Warsonofieja i mianowanie władyki moskiewskiego. Podobnie uczyniono z biskupem połockim i ustawiono Połock znacznie niżej w nowej strukturze cerkiewnej, niż pozostawał w Rzeczypospolitej.

Biskupi z zagarniętych ziem dostawali się do niewoli moskiewskiej, wśród nich był Jona, spowiednik królowej Heleny.

Profesor sumował, mówiąc o prawosławnych władykach I Rzeczypospolitej:

– Mamy do czynienia ze środowiskiem, wbrew utartym poglądom, zazwyczaj znakomitego pochodzenia, co najmniej jest to zamożna szlachta, całkowicie odnajdującego się w przestrzeni ideologicznej państwa jagiellońskiego. Mamy setki dowodów mocnego powiązania rodzinnego i majątkowego z najwyższą elitą Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Przypomniał swoją tezę, postawioną jeszcze w 2000 roku na polsko-białoruskim spotkaniu, że kiedy mówimy o prawosławiu jagiellońskim, to mamy do czynienia z wyznaniem propaństwowym.

Podważenie najtrwalszego fundamentu kultury ruskiej

Po wystąpieniu profesora Aleksandra Naumowa, slawisty, mogłam sobie zadać smutne pytanie: – I cóż z tego, że prawosławna cerkiewna hierarchia I Rzeczypospolitej była możnego i sławnego pochodzenia? Jeśli rozpaczliwa, ale i zarazem naiwna, zdaniem Naumowa, próba tej hierarchii podporządkowania się papieżowi, skomplikowała tylko kulturową mapę tego dwójpaństwa, w jego podstawie polsko-ruskiego? Jeśli „podważyła najtrwalszy fundament ruskiej kultury”, jakim jest prawosławie oraz jedność z Konstantynopolem i chrześcijaństwem wschodnim?

Jeśli nie brali pod uwagę tego, na co liczyli pomysłodawcy unii brzeskiej – jej perspektywicznej atrakcyjności – rozszerzenia wpływów Kościoła rzymskiego daleko na Wschód, o czym zawsze marzył Rzym. A przecież żyli już w czasach wzrostu potrydenckiej nietolerancji, w ferworze dyskusji o reformie kalendarzowej i zainteresowania Watykanu ziemiami ruskimi, w czasach wielkiej aktywności młodego zakonu jezuitów, któremu powierzono głównie prowadzenie misji na ziemiach ruskich.

Zderzyły się wtedy koncepcje eklezjologiczne – przypominał profesor. – Hierarchowie, odstępujący od jedności z prawosławiem, uznali bez zastrzeżeń, że dla łacinników zbawienie wieczne duszy jest uzależnione od wierności stolicy apostolskiej, a dokładniej papieżowi, jako namiestnikowi Chrystusa. Chodziło nie tyle o stolicę, a o personalność urzędu papieża. Legat papieski Possevino, zachęcając moskiewskiego cara Iwana Groźnego do przyjęcia unii, mówił, że „wasi pseudobiskupi, duchowni i pseudosakramenty staną się prawdziwe”, gdy jeszcze nie skończy podpisywać aktu podporządkowania się zwierzchności papieża.

– Odstępujący od jedności zakwestionowali w gruncie rzeczy w swojej naiwności ogromną część rodzimej wschodnio chrześcijańskiej tradycji – słyszeliśmy.

Profesor zwrócił uwagę na perspektywę narodowotwórczą, dominującą od kilku stuleci, a na pewno od wieku XIX. I kiedy z tej perspektywy ogląda się dzieje ruskie, to sprowadza się wszystko do emblematów, haseł i sztandarów w gruncie rzeczy. Wtedy można uważać, że spoiwem kultury jest wspólnota stylu na przykład barokowego, te same pieśni, ikony.

Tymczasem najważniejsza jest wiara, że Kościół do którego należę, ma pełnię środków zbawczych, jest nierozdzielną częścią Kościoła Chrystusowego. Łacinnicy zaś i unici, ogłaszając całą sferę duchowości greckiej jako schizmatycką, straszyli prawosławnych, nazywanych dyzunitami, że poza Kościołem rzymskim nie ma zbawienia. Że Kościół rzymski ma Arkę Noego i w niej dopłynie się do zbawienia, ale konstantynopolitańskie łódki tego już nie zapewnią.

W tej sytuacji obie strony mówią: Tylko u nas jest zbawienie. To sprzyjało mobilizacji myślenia teologicznego, ale i polemikom. Najważniejszą ich kwestią, jeśli chodzi o prawosławnych, pozostaje eklezjologia, zwłaszcza po potajemnym odrodzeniu przez patriarchę jerozolimskiego Teofanesa prawosławnej hierarchii (1620, Kijów).

Prawosławie zostało zmuszone wtedy do wypracowania własnych poglądów teologicznych, znajdując się pod władzą innowierczego, choć chrześcijańskiego monarchy – Grecy pozostawali pod obcym, niechrześcijańskim władcą. Ruskie ziemie Rzeczypospolitej były zagrożone polityczną i cerkiewną ekspansją Moskwy. Prawosławni teologowie zaczęli głosić, że Kościół nie jest związany z żadną ziemską instytucją. Zasadza się na Słowie Bożym i świętej Eucharystii.

Archimandryta Zachariasz Kopysteński spod Przemyśla pisał, że po upadku Cesarstwa Wschodniorzymskiego Cerkiew nadal trwa i trwać będzie do końca świata, bo jest budowana na Słowach Chrystusowych, a nie na murach. Znikną wszystkie królestwa i księstwa, ale my chrześcijanie otrzymamy królestwo niebieskie, które trwać będzie wieki. I przekonywał Kopysteński, że Bóg powierzył Ruś Cerkwi prawosławnej. I na Rusi leży znak przytomności Ducha Świętego i Jego łaski.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. autorka