Home > Artykuł > Najnowszy numer > Do miejsc świętych

W sumie około tysiąca osób wyjechało na pielgrzymki na południe Europy dzięki staraniom o. Jerzego Bogacewicza, proboszcza parafii Narodzenia Bogarodzicy w Bielsku Pod-laskim. Za każdym razem jedzie blisko pięćdziesiąt osób, a wyjazdów było już na pewno ponad dwadzieścia. Wszystkie odnotowała Irena Łozowik, niestrudzona kronikarka życia Preczystieńskiej parafii, ale i prawosławnego Bielska. Relacje umieszcza na stronie internetowej parafii, Facebooku i zapisuje w tradycyjnej kronice.

Skąd impuls do przedsięwzięcia, które wymaga tak wielu zabiegów organizacyjnych, trudu i odpowiedzialności. Wyjazd z rodziną nad morze ileż wymaga przygotowań! A tu?

Do Lublina do cerkwi – a o. Jerzy służył tam do 2000 roku, po wcześniejszych doświadczeniach w podkarpackich parafiach – trafiła Katarzyna i Anagnostis, małżeństwo – ona urodzona w Kurowie pod Lublinem, on Grek. Oboje pracowali w Niemczech i tam się spotkali. Tu przyjechali na wakacje i szukali cerkwi. Przyszli na ulicę Ruską do katedralnej cerkwi. Liturgię służył o. Jerzy.

– Miło nam się rozmawiało – wspomina o. Jerzy – zaprzyjaźniliśmy się. Potem zapraszaliśmy ich kilka razy na wakacje do Lublina, oni nas do Grecji. W końcu przenieśli się na stałe do Grecji. Anagnostis wtedy powiedział: „Przywieźcie ojcze do nas swoich parafian. Kasia się ucieszy na widok rodaków. A my im zaproponujemy noclegi w prywatnych domach, bo tak taniej”. Miałem swoje doświadczenie, kiedy w ramach współpracy lubelskiej diecezji z okręgiem Balingen wyjeżdżaliśmy do Niemiec i kwaterowano nas w prywatnych domach. Było niezręcznie. Nie znaliśmy na tyle języka, by płynnie rozmawiać z gospodarzami albo nie znaliśmy go w ogóle. Postanowiłem, że jeśli pojedziemy, to zatrzymamy się w hotelu, bo przecież nasi ludzie też nie znają greckiego. Obejrzeliśmy ze dwadzieścia hoteli, aż wybraliśmy dla nas wspaniały, bo gdy do niego przyjeżdżamy, to tak jakby gospodarz oddawał nam klucze do całego obiektu. To hotel w pobliżu Kawali, gdzie mieszkają nasi przyjaciele.

Wyjazdy są pielgrzymkowo-wypoczynkowe. Taka ich specyfika. Organizator uważa, że gdy się jedzie do Jabłecznej czy Poczajowa, cały program może być typowo modlitewny. Jednak gdy się przemierza kilka tysięcy kilometrów, co zwykle zajmuje wraz z podróżą autokarem 8-9 dni, ludzie potrzebują także wypoczynku. Zresztą sami proszą o te kilka dni nad morzem.

Dotychczas proponowano głównie wyjazdy do Grecji, z zatrzymaniem się w hotelu w pobliżu Kawali. Ale stąd wyjeżdżano do Aten (ponad 500 kilometrów), na Meteory (380 km), statkiem opływano półwysep Atos, wtedy atoscy mnisi dobijali do statku z moszczami świętych, do których można było się przyłożyć i służyć przy nich. Ale pielgrzymi także przypływali na wyspę Evia niedaleko Aten, by tam pokłonić się relikwiom św. Jana Ruskiego, na Korfu (dwie godziny statkiem), gdzie spoczywają relikwie św. Spirydona, na wyspę Tassos z pięknym monasterem archanioła Michała.

O. Jerzy organizuje wyjazdy do Grecji nie tylko „zwykłym” pielgrzymom. Obie szkoły muzyczne – w Bielsku Podlaskim i w Kawali – nawiązały kontakt. Dyrektorem ostatniej jest Polak z Gdańska. Uczniom bielskiej szkoły też o. Jerzy organizował wyjazdy, podczas których mieli z Grekami wspólne koncerty i warsztaty. Greccy młodzi muzycy też gościli i koncertowali na Podlasiu.

Jadą do Grecji i chóry. Za sprawą „bielskiego biura pielgrzymkowego” pięciokrotnie nasze chóry brały udział w greckich festiwalach w Krynides (starożytne Filippi). Wtedy Grecy opłacają ich pobyt na miejscu. Z rewizytą przyjeżdżały do nas greckie chóry.

Pielgrzymki są zwykle organizowane na początku maja, kiedy jest długi majowy weekend i po parafialnym święcie parafii Narodzeniu Bogarodzicy, czyli pod koniec września.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. autorka