Home > Artykuł > Najnowszy numer > Myśli Jerzego Nowosielskiego

Analizując wywiady z Jerzym Nowosielskim – a ukazały się ich dziesiątki, jeśli nie setki – postanowiłam w Roku Nowosielskiego oddać głos samemu krakowskiemu mistrzowi. Zamieszczać więc będziemy w tym i kolejnych wydaniach Przeglądu Prawosławnego jego myśli, „wyjęte” z wywiadów i pogrupowane przeze mnie w bloki tematyczne.

Anna Radziukiewicz

O ikonie

Moja przygoda z ikoną jest, śmiało mogę powiedzieć, najważniejszym dramatem mego życia artystycznego i duchowego. Z jednej bowiem strony, jako człowiek od wczesnej młodości wychodzący z pozycji tego, co ogólnie określamy przez „sztukę nowoczesną”, całe moje wtajemniczenie w autonomiczny świat ikony obywałem w głównym stopniu jako malarz (…). Ponieważ byłem urzeczony ikoną jako malarz, od samego początku stanęło przede mną pytanie: czy możliwa jest kontynuacja malarstwa ikony w naszych czasach? Innymi słowy, czy ikona historyczna stanowi rozdział zamknięty w duchowej i artystycznej historii ludzkości, czy też może być traktowana nie tylko jako wielkość stała i historyczna, ile jako metoda postępowania twórczego, zdolna owocować żywymi realizacjami malarskimi (Jan Anchimiuk, Ikona i sztuka a świat współczesny, 1975).

Ja w swoje świadome malarstwo wkroczyłem dwojgiem drzwi: jedne to była świadomość malarstwa nowoczesnego, a drugie – świadomość ikony, filozofii i teologii ikony. Te dwie determinanty mnie ukształtowały. Można w tym dostrzec czysty przypadek, że urodziłem się akurat na granicy dwóch kultur, choć sam nie bardzo wierzę w przypadki i wydaje mi się, że tak po prostu musiało się stać. Musiało się stać, że filozoficzna i teologiczna, mistagogiczna świadomość ikony odrodziła się w Europie wtedy, kiedy zaistniało malarstwo nowoczesne i jego filozofia. To był istotny fakt w historii kultury europejskiej. Ja sam, oczywiście, między wieloma ludźmi, znalazłem się w tym wichrze (…) (Paweł Kwiatkowski, Świadomość ikony, 1983).

Byłem wychowany w kulcie wielkiego malarstwa realistycznego. Zresztą jak mogło być inaczej w przedwojennym Krakowie. Tu człowiek nie miał możliwości zetknięcia się z ikonami. Dopiero wojna, Lwów, rok 1939. I wtedy pierwsze spotkanie z olbrzymimi zbiorami Ukraińskiego Muzeum Narodowego. Tysiące wspaniałych, starych ikon z unickich cerkiewek Galicji Wschodniej. Przetrwanie zawdzięczały ubóstwu parafii, których nie było stać na zakup nowych obrazów, zgodnie z kolejnymi modami XVII, XVIII i XIX wieku. Tak doczekały się odkrycia przez artystyczną Europę w początkach naszego stulecia. Pierwsze moje zetknięcie i pierwsze urzeczenie. Była to dla mnie wielka, samodzielna rewolucja w sposobie pojmowania sztuki. Lat miałem siedemnaście (Maciej Marian Słomczyński, Mistrz współczesnej ikony, 1978).

Jego (Siemiradzkiego) obrazami ozdobiono ponad czterdzieści cerkwi. Ten człowiek miał szalone zamówienia. Cóż, w tych czasach gdy ktoś kończył petersburską Akademię ze złotym medalem, do końca życia nie martwił się o chleb. (…) Jego model stał się tak popularny w Rosji, że przeciętny wyznawca prawosławia uważa go za obowiązujący. A ja tylko sięgnąłem do wcześniejszych tradycji. Do tradycji starszej niż pamięć najstarszych parafian. Do doświadczeń ruskiej ikony (Maciej Marian Słomczyński, Mistrz współczesnej ikony, 1978).

Szczytowy punkt tego procesu upatruje w momencie najpełniejszego rozkwitu malarstwa ikony historycznej, a więc gdzieś w okresie renesansu Paleologów. Po załamaniu się ikony jako żywego systemu formalnego następuje gwałtowny spadek napięcia tego procesu (Jan Anchimiuk, Ikona i sztuka a świat współczesny, 1975).

(…) Ikona jest czymś zupełnie wyjątkowym w całym chrześcijaństwie. Jej wewnętrzna konsekwencja przejawia się od średniowiecza do naszych dni czyni z niej jakąś kategorię absolutną. Tak, wierzę, że ikona się ostała. Dziś sięgają po nie inne Kościoły (Janusz Jaremowicz, O prawosławiu, 1991).

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)