Home > Artykuł > Grudzień 2023 > Ciosy śmiertelne

Otrzymałam książkę „Asyryjczycy w Tbilisi” Siergieja Osipowa z Moskwy. Przysłał mi ją nasz przyjaciel Michael Abdalla, Asyryjczyk z Poznania. Chętnie przeczytam – pomyślałam, wprowadzana przez Abdallę od połowy lat 90 w wielkość i dramat jego narodu. Ale cóż mogą obchodzić Asyryjczycy w Tbilisi naszego czytelnika? – powiedziałam w redakcji.

Pomyliłam się! Jakże pouczająca jest ta opowieść, szczególnie w polskim przekładzie, który został uzupełniony przypisami i komentarzami prof. Michaela Abdalli, który w ten sposób dodał do książki kolejne aż czterdzieści procent treści. A jest on najlepszym w Polsce znawcą historii swego narodu.

Fascynujący to naród. Uprawiał i rozwijał od głębokiej starożytności wspaniały fragment Ziemi, położony między życiodajnymi rzekami Tygrysem i Eufratem, nazwany Mezopotamią. Ma ponad sześć tysięcy lat historii. Stworzył pierwsze w świecie imperium, rządząc wieloma współzależnymi państwami, tworzącymi system prowincji. Ziemie władane przez Asyryjczyków nazywamy kolebką cywilizacji. Co to znaczy? Choćby to, że stworzył ten naród podstawy astronomii, medycyny, neurochirurgii, kodeksy prawa, siedmiotonowy rząd zapisu nut. Stworzył miasta już w pierwszej połowie czwartego tysiąclecia przed Chrystusem. W połowie trzeciego wszedł w drugą falę urbanizacji i wtedy w miastach mieszkało w granicach 60-70 procent Asyryjczyków – tak twierdzi wybitny asyrolog Albert Olmstead.

Asyryjczycy byli wytrawnymi budowniczymi. W miastach wznosili „wieże”, dziś powiedzielibyśmy wieżowce. Ich podstawa – to z uzupełnień redaktora polskiej edycji Michaela Abdalli – sięgała stu metrów długości a wysokość trzydziestu! Wszak to nasze wieżowce. A oni je budowali już pięć tysięcy lat temu! Dziś asyrolodzy wskazują na istnienie kilkudziesięciu takich „wież”, a do naszej świadomości wpisała się tylko jedna – wieża Babel z miasta Babilon. Wiszące ogrody Semiramidy, jeden z siedmiu cudów świata, to też ich dzieło, choć Abdalla uzupełnia, że nie były ani Semiramidy, ani wiszące. Oczywiście wspaniałe, ale założone na płaskich dachach i pałacowych tarasach Niniwy.

Redaktor uzupełnia, że chociaż imperium Asyryjczyków przestało istnieć w połowie pierwszego tysiąclecia przed Chrystusem, to zdolności architektoniczne i budowlane są w tym narodzie jakby zapisane w genach. Tworzyli i w czasach chrześcijańskich. Między czwartym a siódmym wiekiem, czyli do pojawienia się islamu na tych ziemiach, zbudowali wiele masywnych monasterów, kościołów i nadal wznosili pałace.

A jak umieli zdobić swoje pałace i świątynie! Freski zawsze kojarzyłam z tradycją chrześcijańską, wywodzącą się z Bizancjum. A z tej książki dowiaduję się, że u ich źródeł stoją Asyryjczycy. Malowali farbami na mokrym tynku już ponad trzy tysiące lat temu w Mezopotamii. Spod ich pędzli wychodziły w pałacach ornamenty heraldyczne, zdobili fryzy, rozety, plafony, narożniki. Tę sztukę przejęli starożytni Grecy, przekazali ją wschodnim Rzymianom, a od Bizantyńczyków powędrowała na prawosławną Ruś już jako malarstwo sakralne.

Do Tbilisi (miasto do 1936 roku nazywało się Tyflis) przynieśli tę sztukę asyryjscy uchodźcy, którzy uciekali przed swoim holokaustem z ziem tureckich i perskich w latach 1914-1818. Ozdabiali budowle powstające na początku wieku. Często stosowali technikę malowania na mokrym tynku w różnych odcieniach szarości (grisaille, z fr. szarość), co stwarzało wrażenie rzeźby lub płaskorzeźby, umieszczonej na ścianie czy suficie.

Byli w tym mistrzami. Ich sława dotarła do Moskwy, Leningradu, Odessy, Baku. Tam ich zatrudniano. Ozdabiali gmachy teatrów, oper i baletów, nawet sądu najwyższego w Tbilisi, pałace, restauracje, centra medyczne, tworzyli dekoracje do spektakli i oper. Malowali w stylu mauretańskim, baroku, rokoko, klasycyzmu, ale nigdy ludowego prymitywizmu, ani modernizmu. Nazywali ich po rosyjsku alfreszczyk. Czas nie dał im zaistnieć przez siedemdziesiąt lat w malowidłach sakralnych. Ale technologii strzegli.

Ale nas interesują głównie asyryjscy chrześcijanie. Co nam przekazali? Kogo wpisali do wspólnej historii chrześcijaństwa? Asyryjczycy mieli szczególną łatwość w przyswajaniu nauki Chrystusa. Władali językiem aramejskim, w którym rozmawiał Chrystus. Aramejskojęzyczna diaspora żydowska upowszechniała w ich niewielkim księstwie Osreone, o którym wiedzą tylko orientaliści, Dobrą Nowinę. Ten naród dał nam wielkich świętych Asyryjczyków – Tacjana (zm. w 180 roku), Efrema Syryjczyka (372), Izaaka z Niniwy (początek VIII w.), Sergiusza z Risz-Ajna (536) i wielu innych.

Ale my, oprócz św. Efrema z jego pokajanną wielkopostną modlitwą, najbardziej znamy jeszcze św. Ninę. Nina, z pochodzenia Asyryjka z Kapadocji, ewangelizowała już w IV wieku Gruzję. Jej rodzice, zamożni i poczciwi, przeprowadzili się do Jerozolimy. Tam św. Nina wiele dowiedziała się o ziemskim życiu Chrystusa. Świętej objawiła się Bogarodzica i pobłagosławiła ją na drogę do Gruzji, zrobiła krzyż z gałęzi winnego krzewu, dała Ninie, mówiąc. „Przyjmij ten krzyż. On będzie dla ciebie ochroną przed wrogiem widzialnym i niewidzialnym”. 1 czerwca 313 roku wkroczyła do Gruzji ewangelizatorka i oświecicielka narodu gruzińskiego. Pod wpływem jej nauczania chrześcijaństwo przyjął król Mirian. Zmarła w Kachtii. Tam Mirian zbudował monaster i tam założono diecezję, istniejącą do dziś. Gruzińska Cerkiew nadała św. Ninie tytuł równej apostołom.

Ale na rozwój gruzińskiego chrześcijaństwa miała wpływ i misja „trzynastu ojców syryjskich”, (nazywanych też asyryjskimi), którzy przybyli tu z Syrii i Mezopotamii w szóstym wieku i stali się dla Gruzinów autorytetami do dziś. Cenią oni ich wkład w powstanie oryginalnej i wzniosłej gruzińskiej hymnografii i literatury, także monasterów.

Chrześcijaństwo weszło głęboko w świadomość i życie Asyryjczyków. Budowało ich tożsamość. Ono przede wszystkim pozwalało na przetrwanie dwu i pół tysiąca lat życia bez własnego państwa. Ale też i było przyczyną niekończących się prześladowań i masakr – rąk Rzymian, potem Persów, Arabów, Turków i Kurdów. A to, według badaczy, stało się przyczyną tego, że naród, który w starożytności mógł liczyć dwadzieścia milionów, obecnie, żyjąc w rozproszeniu na emigracji, czy lepiej powiedzieć na wygnaniu, ma niespełna cztery miliony. Na swojej ziemi nie mają żadnych praw, bo szariat jest tam podstawą prawa, a islam religią państwową.

iele wnieśli Asyryjczycy do kultury i gospodarki Tbilisi.

Byli przede wszystkim budowniczymi. Zaistnieli zwłaszcza w okresie NEP-u (Nowa Polityka Ekonomiczna realizowana w Związku Radzieckim w latach 1921-1929). W tym zawodzie cieszyli się powszechnym szacunkiem. Potem wielu z nich zdobywało wykształcenie politechniczne albo w akademiach sztuk pięknych, wnosząc jeszcze więcej do architektury, budownictwa i zdobnictwa. Prawie każdy budynek w Tbilisi nosił ślady ich pracy. Umiejętnie łączyli gotyk i barok, klasycyzm i styl cesarstwa, styl mauretański i rokoko.

Dobrze się czuli w Tbilisi, gdzie nie było ani Europy, ani Azji, tylko urocze skrzyżowanie Wschodu i Zachodu, z różnojęzycznym, kolorowym i wesołym tłumem, gościnnym i otwartym, lubiącym imprezy, w którym dominowali drobni rzemieślnicy i drobni handlarze. Podobała się im zasada mieszkańców Tbilisi „Gość jest od Boga” i ta ich stara tradycja, że na Nowy Rok czy na Paschę stół był zastawiony całą dobę, a gospodyni tylko dostawiała smakołyków. I to, że pili herbatę w wielkich ilościach. I razem Asyryjczycy świętowali święta religijne, bo o państwowych bez państwa od dwóch i pół tysiąca lat, zapomnieli. Świętowali, jak wszyscy tbilisijczycy i z Żydami, i z muzułmanami, bo wszyscy żyli jak jedna rodzina, bez konfliktów, pewnie jak narody dawnego imperium Asyryjczyków. Ich dzieci dorastały na „ulicy” lub „ubani” (dzielnica). A te uczyły ich tolerancji. Aż się chce przytoczyć fragment cytowanej tu humorystycznej prozy T. Mamaładze „Zdrawstwuj, osieł” o kąpieli w siarkowych łaźniach Tbilisi. Łaziebny Ali był wychudzony, jak prorok w ostatnim dniu ramadanu, ale silny i umięśniony, był też bardzo energicznym człowiekiem. Kiedy wchodziliśmy do łaźni, najpierw kierował nas do basenu: „Wymoczcie się porządnie!” Więc razem wymaczaliśmy się wszyscy: dziadek, ojciec, wujkowie, ja z nimi, a także chacham (rabin) Izaak z synagogi, szklarz Iwan, nazywany Szusza-Wano, z osady małokańskiej (małokanie – sekta) na Piaskach (dzielnica rosyjska – red.), mułła Mirza z meczetu sunnitów, babtysta Wilik Magier z Czuguret, Ormianie gregorianie z Sub-Geworku, a także parafianie katedry Syjońskiej. Wszystkie te konfesje mokły razem w jednym basenie oczekując, kiedy zawoła nas mistrz Ali.

Asyryjczycy tę atmosferę przyjmowali jako coś głęboko osobistego i stąd ich to oddanie miastu. Tu po raz pierwszy od okrutnych masakr Tamerlana mogli otwarcie rozwijać własną sztukę, literaturę, poezję, dawać dzieciom dobre wykształcenie w najlepszych uniwersytetach Petersburga, Moskwy, Kijowa, Charkowa, Saratowa. Wydawało się, że tak będzie zawsze. Ale wybuchła wojna, a za nią rewolucja. Na Asyryjczyków też posypały się nieszczęścia.

Autor porównuje ten okres z upadkiem Niniwy w 612 roku przed Chrystusem, czyli państwowości Asyryjczyków. Te wydarzenia spowodowały rozproszenie się Asyryjczyków, trwające do dziś, po całym świecie. W tamtym lichym okresie Turcy i Kurdowie, wkraczając do Urmii wymordowali dziesiątki tysięcy Asyryjczyków. Chrześcijanie, którzy nie zdążyli uciec, byli prawie co do jednego wymordowani na rozkaz dowódcy Dżewdet-paszy. Z Urmii wyruszyło około 15 tysięcy asyryjskich uchodźców. Uciekali do Rosji. Żywiołowo. Nikt ich nie mógł powstrzymać. Rozlokowywano ich w chrześcijańskich wsiach Zakaukazia.

Turcja odnosiła sukcesy na froncie kaukaskim, Rosja wycofywała się z wojny, tracąc marzenie o zdobyciu Konstantynopola, a Asyryjczycy tracili marzenia o wsparciu ze strony armii rosyjskiej. Dla nich rozpoczął się straszliwy dramat roku 1918. W Urmii byli osamotnieni, choć przez pół roku odpierali jeszcze samotnie ataki wojsk Turków i band Kurdów. Potem szli „krwawą drogą oblaną łzami”, jak pisał ich poeta Szlimmun d-Salamas. Uciekali z sąsiadujących ze sobą regionów – Hakkari w Turcji i Urmii w Persji. Rewolucja październikowa przerwała współpracę rosyjsko-asyryjską i była dla Asyryjczyków nie mniejszym dramatem niż dla Rosjan i innych narodów upadającego Imperium Rosyjskiego.

„Misje, kościoły i domy chrześcijan w Urmii wyludniły się. Jak się zdaje, po raz pierwszy od sześciu lub siedmiu wieków chrześcijaństwo tutaj zostało zniszczone” – pisze Siergiej Osipow.

Asyryjczycy zrozumieli wtedy, że narodu trzeba strzec w inny sposób, jeśli nie udało się tego uczynić w sposób polityczny i z bronią w ręku. Z kolizji historycznych wyszli zdruzgotani. Wypili całą gorycz dramatów. Ale ciągle zachowywali własną kulturę, świadomość historii, język i wiarę. Choć z chrześcijaństwem było o tyle trudno, że w Urmii przed wielką wojną działały różne misje – katolicka, unicka, protestancka, była też rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Asyryjczycy byli konfesyjnie podzieleni jak rzadko który naród. I chyba dlatego najchętniej nazywają siebie chrześcijanami, bo to ich łączy.

Imperium Rosyjskie w ruinie, a trzeba jakoś żyć. Postawili na kształcenie. Według badań z 1994 roku mieli o wiele wyższy odsetek ludzi z wyższym wykształceniem, niż inne narody byłego Związku Radzieckiego – 22,1 proc. populacji. Byli już nie tylko budowniczymi czy alfreszczykami, także lekarzami, chemikami, historykami, filologami, generałami. Chronili i rozwijali swą kulturę.

Kultura była i zawsze będzie kamieniem węgielnym, zapewniającym istnienie ludzkości, szczególnie dla Asyryjczyków, pozbawionych państwa, zagrożonych asymilacją. Tak było od ponad sześciu tysięcy lat – stwierdza autor książki.

eraz refleksja ogólna, zrodzona po przeczytaniu książki – doty-

czy chyba tak samo Asyryjczyków jak i Białorusinów w Polsce, których grupa gwałtownie topnieje. Pytanie zasadnicze – jak zachować tożsamość? I w jakich okolicznościach topnieje ona jak śnieg na wiosnę?

U Asyryjczyków były zrywy, romantyczne marzenia o własnym państwie i praca u podstaw, kiedy mieszkali w miastach Związku Radzieckiego. W Tbilisi choćby mieli własne szkoły, prowadzili wydawnictwa, powstawała ich literatura. W całym Związku Radzieckim wydawano sporo książek w języku asyryjskim, w tym podręczniki klasycznego języka asyryjskiego i dzieła literackie, nawet podręczniki do matematyki czy geografii. I dzieła Lenina i Stalina, i materiały ze zjazdów partyjnych. Tłumaczono na ten język utwory klasyków – Szekspira, Moliera, Lermontowa, Gogola, Tołstoja, Rustaweliego, przekładano wodewile. Wydawano literaturę duchową, ale do rewolucji. Praca ogromna.

Wszystko dobrze? Komuniści Związku Radzieckiego zapewniali, że będą wspierać różne narody w ich walce narodowo-wyzwoleńczej. Asyryjczycy w to uwierzyli. Zwołali zjazd w 1925 roku. Przybyło 50 delegatów. Spośród nich zaledwie jednostki nie ucierpiały w okresie stalinowskich represji w latach 1937-1938. Wielu rozstrzelano. Ginęli najpierw wybitni.

Ale mimo tych okresów represji z końca lat trzydziestych, potem na początku pięćdziesiątych, Asyryjczycy tworzyli swoją kulturę w Związku Radzieckim. Ich teatr założony w 1952 w Tbilisi, zdobył pięć lat później pierwszą nagrodę na światowym festiwalu młodzieży i studentów w Moskwie, wyprzedzając zespoły ze 131 państw. Mieli sukcesy na scenach muzycznych, w sporcie.

I kolejna fala nadziei Asyryjczyków przypadła na przełom lat 80. i 90. Chcieli powołać wszechzwiązkowe centrum. Odbyli zjazd założycielski Asyryjczyków ZSRR. Na zjeździe panowało bezgraniczne szczęście i radość. Powołano kongres Asyryjczyków ZSRR. Rok później odbył się w Moskwie pierwszy zjazd Asyryjczyków. Było to tuż przed spotkaniem w Puszczy Białowieskiej przywódców trzech radzieckich republik, „które zburzyło wielkie mocarstwo”, czytam w książce.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. autorka

Siergiej Osipow, Asyryjczycy w Tbilisi, Poznań 2023, ss. 218.