Home > Artykuł > Czerwiec 2021 > Takie natchnienie Boże

Paweł Gajko, lat 77, wchodzi na stół, taboret i mocuje ikonę Świętej Trójcy na belce, tuż nad źródłem ze świętą wodą. Woda nareszcie pod dachem. Nad źródłem w Miękiszach wzniesiono w ostatnich miesiącach drewnianą, przestronną kaplicę (74 metry kwadratowe) – świeci bielą ścian i błękitem dachu. Wnosi spokój i elegancję, drewniana podłoga, przykryta dywanami – domową przytulność. Stoi przy drodze. Prowadzi ona do Hajnówki z jednej strony i na Bielsk i Narew z drugiej.

To Paweł Gajko ufundował tę kaplicę – mówią kobiety, które chodzą po podłodze w skarpetach.

Pan Paweł mieszka w Bielsku Podlaskim. A było z nim tak:

– Leżałem pod dwutonową maszyną – opowiada. – Głowa była wciśnięta między nogami, o tak – pokazuje, mocno się schylając. – Od tego wypadku spłaszczyły się mi dwa kręgi kręgosłupa, trzeci pękł. Brakowało trzech milimetrów, by kręgosłup został przełamany i rozerwany rdzeń. Karetka zawiozła mnie do szpitala. Na trzeci dzień po wypadku – byłem już wypisany do domu – myślałem, że umrę w nocy z bólu. Było wpół do drugiej. Żona Lida do mnie: – Paweł, zadzwonię po pogotowie.

– A co ono mi da!

– To do Mariusza zadzwonię.

– Syna będziesz trwożyć po nocy!

– I wtedy przypomniałem sen. Śniło mi się przed wielkim bólem, że zdjąłem buty, skarpety i boso chodziłem po piasku. Nogi zabrudzone. A pod jakimś sklepieniem płynie czyściutka woda. Płuczę w niej nogi. Wtedy pojawiła się kobieta. Jej twarzy nie widziałem. Powiedziała: „Myj nogi, bo to dobra woda”. Ja: „Moje nogi są już czyste, tylko spłukać chciałem” Ona: „Powtarzam ci, myj, bo to dobra woda”.

Wtedy mówię: „Lida, idź po wodę Kreszczeńską i tę ze źródła w Miękiszach”.

Lida przyniosła i natarła mi wodą plecy. Po pięciu minutach zrobiło mi się gorąco i ból minął całkowicie.

– Lido, to Matier Boża mi podpowiedziała i uratowała mnie – mówię. 

Paweł Gajko jeździł do Miękisz do źródła i przed wypadkiem. Z Lidą pojechał, a było po deszczu ślisko. Idzie z butelkami pełnymi wody, poślizgnął się i upadł. Potłukł się mocno. Wtedy Lida: „Paweł, przydałoby się coś tam zrobić, żeby ludzie idąc do źródła nie grzęźli, bo wszystko tu jak galareta”.

Paweł pojechał do Łoknicy. Tam znał Olka. I mówi do niego: „Chcę kaplicę zrobić i pomost do niej”. Olek obiecał pomóc. 

Pierwsza kapliczka była maleńka. Postawili ją, zwieńczyli krzyżem. Inni pomogli z parafii Pasynki, bo to do niej należą Miękisze, z których do Bielska nie więcej niż dziesięć kilometrów.

No a potem ten straszny wypadek.

O obecnej, przestronnej kaplicy pan Paweł mówi: „O, to takie natchnienie Boże”. Sam ją narysował, „z głowy”. A pani architekt rozrysowała bryłę fachowo i dała swój podpis.

Wszystkie belki, krokwie, stemple, deski do kaplicy zostały pocięte w Bielsku. Tam też zmontowane to co dało się zmontować i przewieźć.

– Ma pan stolarnię? – pytam Pawła Gajko.

– Mam piłę, siekierę, dłuto i wokół siebie dobrych ludzi – odpowiada. – Ze stolarni syna też skorzystałem.

W kaplicy jest i Jan Kowalczuk z Miękisz, radny gminy Bielsk Podlaski, jego żona Nina, sołtys wsi, i Walentyna Andrejuk.

Jest i ojciec Jarosław Łojko, od maja 2019 roku proboszcz parafii w Pasynkach.

Tak się wszyscy cieszą z kaplicy, jakby każdy z nich wybudował sobie nowy dom. Opowiadają o cudach.

– Tu objawiła się Boża Matier jednej dziewczynce, która pasła krowy – mówi Walentyna Andrejuk. – Jej mama była ślepieńka. Ta dziewczynka widzi jakąś kobietę. – Mama, zobacz ciocia jakaś stoi. Ciągnie matkę za rękę. A ta przecież nic nie widzi, ale „ciocia” już znikła. A to była Matier Boża. Dużo ludzi mówi, że im ta woda pomogła.

Jan Kowalczuk: – Mojej mamie Marusi, jak mnie urodziła, teraz ma 91 lat, a ja 62, gniła pierś. Sąsiad przyniósł jej wody z krynicy. Obmywała nią pierś i wszystko się wygoiło. Po mnie jeszcze troje dzieci urodziła i wykarmiła piersią. U mnie zaczął rosnąć guz, o tu – pokazuje na skroń. Idę cielaki na łąkę przewiązać i wodą z krynicy obmyję ten guz, żadnych maści nie brałem. I tak z miesiąc. Aż tu wieczorem myję się, a z guza trysnęła krew. Całą twarz zalała. Z rana się budzę, wszystko gładkie. Żeby chociaż strupek został. Nic. Śladu. To trzy lata temu było.

Nina Kowalczuk: – Kobieta z Treszczotek (to też parafia Pasynki) przywiozła na dzwon ofiarę (obok kaplicy wzniesiono dzwonnicę). Mówi: „Mnie tak woda pomogła. Całą twarz czymś obsypało. Nic nie skutkowało. Przemyłam się wodą raz, drugi, trzeci… Wstaję z rana, a twarz czyściutka. Żeby choć jeden znak został. A nasza córka 18 lat ma, miała na nodze takie ciemne piętno, jak dłoń. Była u doktorów, ale oni bali się go ruszać. Czerniak, czy co? Zaczęła przemywać piętno wodą. Pewnej nocy krzyczy. Biegniemy do niej. A ona czegoś szuka w pościeli. Tego piętna szukała. Bo się obudziła, a noga czyściutka, jakby ta ciemna plama odkleiła się. I trądzik u niej przepadł od tej wody.

Jan Kowalczuk: – Ile tu ikonek ludzie wokół źródła na drzewach wieszali, gdy jeszcze nie było kaplicy. Znaczy woda pomaga, miejsce święte.

Nina Kowalczuk: – Ludzie jadą w dzień i w nocy. Gdyby nie pomagało, to nie jechaliby. A jak tu ludzie się modlą!

Od końca marca tego roku kaplica stoi na parafialnej ziemi – 840 metrów ma działka. I dwa źródła na niej biją, jedno w kaplicy tryska z rurki do cembrowiny i wypływa spod fundamentu do rzeczułki, drugie obok kaplicy, też „ucywilizowane”.

To że stoi na parafialnej ziemi jest wielkim zwycięstwem po kilkuletnim konflikcie z właścicielem blisko hektarowej działki, na której tryskało źródło. Właściciel pochodzi z Miękisz, ale mieszka w mieście. Konflikt istniał pomiędzy właścicielem działki a mieszkańcami wsi. By go przeciąć, by nikt nie niszczył na tej działce krzyży, nie profanował miejsca, Jan i Nina Kowalczukowie odkupili za 20 tysięcy złotych tę działkę i 19 marca tego roku przekazali jej część na rzecz parafii.

Nie podobał się poprzedniemu właścicielowi rozwój kultu na jego hektarze, choć tej łąki ani nie uprawiał, ani na niej nie odpoczywał. Przeszkadzały mu jednak krzyże i ikony. Więc co raz „czyścił” z nich swój teren. – Przecież to prawosławny – miejscowi załamywali ręce.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. autorka

Odpowiedz