Home > Artykuł > Czerwiec 2021 > Ziemia utracona

Książkę „Ziemia utracona” napisał wybitny włoski dziennikarz Matteo Spicuglia. Wyruszył na Bliski Wschód, do miast i miejsc ważnych i świętych dla chrześcijan Asyryjczyków, do regionu Tur Abdin, położonego w południowo-wschodniej Turcji, na granicy z Irakiem i Syrią. Zachwycił się krajobrazami, pochylił się nad niedolą prześladowanych i ujrzał także przebłyski nadziei. W poprzednim wydaniu PP pisałam o książce  „Chrześcijanie na pożarcie bestiom”, jednej z najboleśniejszych, jakie czytałam –opowieści misjonarza, świadka holokaustu Ormian, Asyryjczyków i Chaldejczyków w czasie pierwszej wojny na tym samym terenie, na który wiek później przybył Matteo Spicuglia.

Anah

Anah od trzydziestu pięciu straszliwie długich lat marzyła o podróży do Tur Abdinu. Włoski dziennikarz towarzyszy Anah i jej dwudziestoletnim wnuczkom Cristinie i Tibeli, w poszukiwaniu jej miejsc młodości w zakamarkach starego miasta, gdzie wszystko się zmieniło.

– Oto on! – woła wreszcie. A w nim jakaś rodzina, która zamieszkała jej przeszłość. Są tam i wnuki, babcia. Anah robi krok do przodu, wchodzi na podwórze i wybucha płaczem, łka, sprawia wrażenie oszalałej. Odnajduje starą studnię, dziś zasypaną, stajnię, w której urządzono pokój. Płaczą Cristina i Tibelia, bo niekończące się opowieści babci stają się rzeczywistością.

– Wszystko co widzicie, zbudowaliśmy własnymi siłami, ja i wasz dziadek. Każdy kamień – mówi Anah.

Zostawiła tu bezbrzeżną radość pierwszych lat małżeństwa. Ale też koszmar ucieczki, sprzedanie całego dobytku za marne grosze, co ledwie wystarczyły na podróż.

Uciekła do Niemiec, ale od przeszłości nie mogła uciec. Musiała się z nią zmierzyć. Odchodzi, nie odwracając się. Dopiero z daleka rzuca za siebie ostatnie spojrzenie.

Góra Sług Bożych

Naile, też stąd, z Tur Abdinu, mieszka w Szwajcarii. Mówi: – Jesteśmy jak ziarna w dłoni siewcy: nigdy nie wiadomo, czy coś z nich wyrośnie. Jedne padają tutaj, drugie gdzie indziej, jeszcze inne stają się karmą dla ptaków, kolejne kiełkują… nam przydarzyło się dokładnie to samo. Niczym nie różnimy się od ziaren.

Matteo Spicuglia opowieści o ludziach przekłada przybliżaniem historii. Pisze, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu Midyat i Mardin, usytuowane w kołysce chrześcijańskiej kultury, w regionie Tur Abdin, inaczej Góry Sług Bożych, były miastami chrześcijańskimi, czymś w rodzaju twierdzy Asyryjczyków, którzy ponad cztery tysiące lat temu osiedli na tej ziemi i jako jedni z pierwszych przyjęli chrześcijaństwo. Ich język wywodzi się z aramejskiego – tego, którym przed dwoma tysiącami lat posługiwał się Jezus Chrystus, a także bliskowschodni kupcy i dyplomaci.

Tur Abdin to bardzo trafne określenie. Wybudowano tu dwa tysiące chrześcijańskich świątyń i osiemdziesiąt monasterów. Ich początki sięgają pierwszych wieków po Chrystusie. Chrześcijanie przetrzymali tu w ciągu wieków napór Arabów, Seldżuków, Turków osmańskich, krzyżowców, Persów, Mongołów i Bizantyńczyków. Tak było aż do wieku dwudziestego – dla chrześcijan tragicznego, wieku rzezi Ormian, Asyryjczyków i Chaldejczyków, kiedy życie straciło około półtora miliona chrześcijan na obszarze oczywiście rozleglejszym niż Tur Abdin. Ale w samym regionie Tur Abdin jeszcze w pierwszych latach XX wieku mieszkało około pięciuset tysięcy chrześcijan, a teraz niespełna dwa i pół tysiąca!

Na początku XX wieku w Midyacie było 1500 chrześcijańskich rodzin, dziś najwyżej siedemdziesiąt. Ale tu przebłysk nadziei, kiedy czytamy takie zdanie: „Nie wszystkie kościoły w Midyacie są otwarte dla wiernych, każdy jednak jest bardzo zadbany”. W tych otwartych Liturgia trwa ponad trzy godziny, mężczyźni stoją po prawej, kobiety po lewej stronie, dzieci z boku. Wszystkie rodziny co niedziela przychodzą do świątyni.

Dziś dominują tu Kurdowie.

Sabri 

Sabri powrócił do Midyatu po trzydziestu pięciu latach od wygnania, do okolicy prawie wyludnionej, kiedyś zamieszkałej przez chrześcijan – drzwi zamknięte na łańcuchy, okna zabite deskami, spuszczone żaluzje w sklepach albo ruina po nich, domy-widma, pokruszone do nich schody, zarosłe dziedzińce. Miasto-sito. Czterdzieści lat temu mieli tu swoje siedziby krawcy, złotnicy, rzemieślnicy, wszędzie tłumy klientów, gwar. Złotnictwo opanowali chrześcijanie do perfekcji. Mieli tu co najmniej siedemdziesiąt zakładów jubilerskich. Żaden rzemieślnik nie został. Wszyscy uciekli, bo życie stało się tu niemożliwe. Sabri, złotnik, najpierw uciekł do Stambułu, potem do Australii. Ratował życie.

Wiele ludzi życie tu straciło. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego wieku mordowano nagminnie. W chrześcijan, by ich zastraszyć, rzucano kamieniami i obelgami, gdy szli na Liturgię, grożono im i zastraszano, dając jednoznaczne sygnały – jeśli chcesz żyć, wynoś się stąd. Palono im dojrzałe zboża na polu, wyrywano w polu rośliny. Cały rok pracy szedł na marne. Kurdów było coraz więcej. Muzułmańska mniejszość stawała się większością. Prześladowała chrześcijan. Widziała ich przy najgorszych pracach. Skutecznie niszczyła wszelkie interesy. Mniej więcej do 2002 roku nikt nie chciał tu wracać.

– Ale ja zawsze chciałem wracać – powiedział Sabri. Na pytanie o jego ojczyznę, niełatwo przychodzi mu odpowiedź. – Mezopotamia – wreszcie odpowiada – tak, to moja ojczyzna.

Mezopotamia

Spójrzmy oczami Matteo na Mezopotamię. „Jest czymś w rodzaju palety malarza, bezkresną równiną, na której krzyżowały się różne cywilizacje. To kołyska kultury babilońskiej, ziemia Abrahama, pradawne serce chrześcijan Wschodu. To ziemia-matka, ofiarująca życie, ziemia-dziecko, ciągle wymagająca opieki, ziemia, która zna wartość mądrości, ale i okropieństwa (…)”.

O Mardinie pisze, że to miasto przytulone do zbocza, łagodnie opadające ku dolinie, które w piątym wieku otworzyło przed chrześcijanami labirynt uliczek. Było tyglem kultur, gdzie chrześcijanie, siła napędowa lokalnej ekonomii, żyli w zgodzie z innymi. Tu jest świątynia Czterdziestu Męczenników z IV wieku, ,,kryjąca skarby kultury chrześcijańskiej, między innymi słynny rękopis z XIII wieku”.

Mardin, znaczy „święta religia”, zawsze był miastem chrześcijańskim. Nie zmieniły go żadne najazdy ani sułtańska hegemonia. Ale zmieniły go czasy sprzed ponad pół wieku. Zrobił się miastem nie do poznania. Żyje w nim tylko 85 chrześcijańskich rodzin. W pobliżu miasta jest Szafranowy Monaster, który liczy półtora tysiąca lat, miejsce kultu ortodoksyjnych Asyryjczyków, ich centrum życia. W VI wieku był siedzibą akademii medycznej, sławnej na cały Bliski Wschód, patriarchy i setek mnichów. Patriarcha musiał ratować się w naszych czasach ucieczką, przeniósł się do Damaszku, mnisi też uciekli.

Teraz w potężnym monasterze jest jeden mnich i biskup Mardinu. Mieszka w nim jeszcze ze trzydzieści osób świeckich.

Tak, historia odebrała Asyryjczykom prawo do życia i głosu, choć pierwsi zjawili się na tej ziemi, kładli podwaliny pod kulturę innych narodów, a Turcy przybyli na samym końcu, dziś zwycięzcy. Mało kto dziś słucha Asyryjczyków tak jak włoski dziennikarz.

Autor prowadzi nas i do Nasibina, w pobliżu granicy z Syrią, gdzie archeolodzy odkryli szczątki jednej z pierwszych akademii w dziejach świata. Opiekował się nią biskup Jakub przez 38 lat, po nim św. Efrem do 363 roku. W niej nauki pobierało tysiące studentów. Dalej czytamy o osiągnięciach kultury chrześcijańskiej Asyryjczyków w dziedzinie przekładów w zakresie medycyny, astronomii, literatury i filozofii. Przekładali także na łacinę. Byli w tym mistrzami. Poprzez tę sztukę kładli pośrednio fundamenty pod prądy kulturowe w Europie, od renesansu po oświecenie. I stawali się kluczowymi postaciami oświecenia islamskiego.

Nacjonalizmy

Przeskakując całe wieki trzeba powiedzieć, że w dziwiętnastym coś się zaczęło psuć. Europa rodziła nacjonalizmy. Te docierały i do Turcji, ogarniały Bliski Wschód. Jedna grupa etniczna zaczęła uważać drugą za wroga. Rozpoczęły się rewolucje i wojny wyzwoleńcze. Słabło i chyliło się ku upadkowi Imperium Osmańskie, w którym mieściły się różne narody, religie i języki. W latach 1912-1913 straciło 80 procent swego terytorium. Powstała na jego gruncie w 1923 roku Republika Turecka, o nacjonalistycznych planach, gdzie muzułmanie stanowili 98 proc. populacji, z pogardą traktowała wszystko, co nietureckie. 

Autor książki przybliża holokaust 1915 roku, by pokazać, jak po tej rzezi radykalnie zmieniło się oblicze południowo-wschodniej Anatolii, gdzie chrześcijanie w różnych miastach ginęli dziesiątkami tysięcy. Ale zginęli i główni architekci tych mordów po przeprowadzeniu swego „dzieła” – Talaata zgładził w Berlinie młody Ormianin za zabicie jego matki, brata i siostry, Enwer – w środkowej Azji w starciu z bolszewikami, Dżemala zamordowano w Tbilisi.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

Zdjęcia z książki: Hans Hollerweger, Turabdin, Lebendiges Kulturerbe, Linz 1999.

Matteo Spicuglia, Ziemia utracona, Poznań 2016, ss. 208.

PS. Dziękuję Asyryjczykowi prof. Michaelowi Abdalli z Poznania za bycie moim przewodnikiem po literaturze, dotyczącej najnowszych losów chrześcijan Bliskiego Wschodu.

Odpowiedz